Mój widok z okna od teraz wygląda tak:
Dziś na śniadanie przygotowałam właśnie "tofucznicę". W sklepie można na szczęście znaleźć produkty z angielskimi napisami. Inaczej zginęłabym marnie :) I tak oto zaopatrzyłam się w olej sezamowy (jest milion razy lepszy od oliwy z oliwek), sos sojowy i dziwne przyprawy, których smak i zapach poznałam dopiero po powrocie "do domu". Są niesamowicie aromatyczne, u nas takich niestety nie ma.
Na oleju sezamowym podsmażyłam czerwoną cebulę i czosnek. Dodałam małe pomidorki i tofu rozgniecione na papkę widelcem (100g). Wszystko skropiłam sosem sojowym, dodałam pieprzu i soli. Gdy się przyrumieniło dodałam jajko, doprawiłam moimi dziwnymi przyprawami i wymieszałam. Podałam wymieszane z sałatą i z grzanką.
Wybaczcie jakość zdjęć, ale były robione telefonem, w ciemnej kuchni.
Produkty sojowe są tutaj w ogóle wszechobecne. To naprawdę świetne źródło białka. Wegetarianie potrafią zastąpić nimi dosłownie wszystko. Za to bardzo brakuje mi normalnego chleba i piekarni. Dostępne są wprawdzie chleby tostowe, ale smakują jak plastik. Jedyna jadalna forma to według mnie grzanka, także przyrządzona na oleju sezamowym.
Trzymajcie za mnie kciuki, będzie ciężko oprzeć się temu niesamowicie pysznemu jedzeniu.
Na dziś to wszystko, czekajcie na więcej wieści z końca świata! :)